Kroczyliśmy jeden za drugim. Widziałem przed sobą buty przyjaciela i czułem, jak za mną wędruje kolejny. Dzieliły nas strugi deszczu. Przygarbieni wciskaliśmy się w błotnistą ziemię.
Simona od ponad godziny leżała na skąpanym w słońcu pokładzie. Jej smukłe, drobne ciało, przyciemnione opalenizną, mocno kontrastowało z teakowym pokładem jachtu.
Każdego ranka rozpoczynałem na falochronie swój dzień. Uczyłem się dziękowania. Tego dnia jednak czułem w sobie strach. Nie wiedziałem dlaczego. Obwiniałem wiatr, który wciskał się w każdy zakamarek cienkiej kurtki. Kiedy już zmarznięty chciałem wrócić, w oddali zobaczyłem jacht. Ciekawość wygrała z zimnem.
Dwa płaty śledzia oblane gęstą śmietaną wjechały na stół. Wyglądały przepysznie i zapewne tak samo smakowały. Tomek zastanawiał się chwilę, a potem skinieniem głowy przywołał kelnerkę.
– Tomek, coś Ty znowu do cholery jasnej odwalił – donośny głos majstra przeleciał przez szkutnię jak błyskawica i głośno odbił się od drugiego końca hali – zwykłej listewki dociąć nie potrafisz. Tylko marnuję czas z Tobą.
Delikatny dźwięk alarmu informującego o zwinięciu grota wyrwał Tomka z zamyślenia. Oparty o ster przyglądał się bezwiednie lini wody przed sobą.
Powietrze było tak gęste i ciepłe, że nadawało się do krojenia. Morze od dwóch dni nie objawiło chociażby jednej zmarszczki. O wietrze nawet nie ma co wspominać, bo wielka genua zwisała ze sztagu jak mokre prześcieradło. Wszystko stało w miejscu. Zamarło. Zamarłem i ja. Moje powolne ruchy spowodowane wysoką temperaturą jeszcze bardziej zakrzywiały czas.
Czwarta rano to najlepsza godzina do wyjścia na łowisko. Tak twierdzi szyper, który niezależnie od pogody dokładnie o tej porze goni nas w morze.
– Grzesiek, gdzie jesteś, Wstawajcie nie ma go – głośny krzyk Gośki zerwał nas na nogi. Zerwałem się i dosłownie w ciągu kilku sekund znalazłem na pokładzie. Szybko rzuciłem okiem na żagle. Łódka dobrze trzymała się kursu i jak po sznurku leciała przed siebie. Problem polegał na tym, że na pokładzie nie było sternika.
Jej obraz wraca do mnie jak bumerang. Widzę ją stojącą samotnie, okrytą strzępami i jakby czekającą na moją dłoń. Na dotyk palców, które delikatnie będą muskać spękaną słońcem skórę.