Więc chyba tęsknię.
Tęskni moje serce, które wyrywa się już do niej. Tęsknią myśli, które co rusz zamieniają się w marzenia.
Złości się rozum. Wie, że w pięknie, które widzę kryje się niepewność, odpowiedzialność, wysiłek i nieznane.
Więc złoszczę się i ja. Rozerwany między marzeniami a świadomością wysiłku, który trzeba włożyć. Czy potrafię? Czy każdy jej element będę pielęgnował z taką samą czułością?
Na razie rodzi się przekorna myśl, która szybko zamieniam w działanie. Jadę do niej. Niezapowiedziany. Znowu wchodzę na pokład. Teraz jednak patrzę chłodno. Okiem szkutnika, który ocenia zakres prac. Myśli rozbijają się o porzucenie i przygarnięcie. Nie wiem co robić.
Robię więc jedno. Chwilowo niszczę piękno. Wiertłem nawiercam niewielką dziurę w dolnej części burty. Powoli zaczyna się z otworu sączyć brudna woda.
Nie czekam jednak aż zleci cała. Ostatecznie wiem, że tak się stanie. Oczyszczam ją delikatnie. Oczyszczam też swoje myśli. Serce wygrało?