Na widnokręgu, co jakiś czas pojawiał się kadłub handlowego statku, ale w sumie mogła być to fatamorgana, taka sama jak na pustyni. Obraz falował i ginęła granica między niebem i wodą.
Cisza trwała dopiero drugą dobę, więc zbytnio się nią nie przejmowałem, ale z drugiej strony wydawało mi się to bardzo dziwne. Niespotykane, jak na Bałtyk. Nie spieszyłem się nigdzie, więc silnik milczał, a ja tylko co jakiś czas spoglądałem na rozwieszony żagiel z na-dzieją, że zmieni kształt i pociągnie do przodu.
– Taka cisza to fajny czas dla siebie – pomyślałem. – Można poczytać, popisać. Wyspać się. Znaleźć czas na dobry obiad. Ba nawet uraczyć się szklaneczką rumu.
Po chwili jednak uznałem, że oszukuję chyba samego siebie, bo przecież nie lubię, jak nic się nie dzieje. Wolę, jak czas przebiega przez palce wypełniony zadaniami, planami.
Tak minął mi kolejny dzień. Przetestowałem nawet wieczorne golenie w tafli morza. Działa, ale trzeba się mocno za burtę wychylać. Może jakoś to nazwę. Nic nie przyszło mi ostatecznie do głowy, ale uznałem, że jest okazja się wyspać więc ustawiłem alarm radarowy na 6 mil, tak aby mieć spokojnie czas na reakcję i grzecznie o dwudziestej trzeciej położyłem się spać.
Noc budziła mnie dwa razy. Raz w okolicy przepłynął niewielki kuter rybacki. Obudził mnie alarm. Kuter przeleciał a za nim pociągnęła się tylko długa fala, która po jakimś czasie delikatnie rozbujała łódkę i zmarszczyła morze. Drugi raz obudziłem się sam. To znaczy dokładniej obudził mnie jakiś dźwięk. Brzmiał jak odgłos żagla, który nagle dostaje wiatr. Ze strachu wyskoczyłem na pokład i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że przecież przezornie na noc wszystkie żagle zrzuciłem. To musiał być sen.
Ten wyskok na pokład trochę mnie ożywił, choć na widnokręgu dopiero robiło się jasno. Do piątej brakowało jeszcze czterdzieści minut. Uznałem, że wstawanie tak wcześnie jest niedobre i wróciłem do łóżka. Kładąc się miałem tylko wrażenie, że jest strasznie gorąco. Cieplej niż wieczorem dnia poprzedniego.
Kiedy kolejny raz podniosłem głowę znad poduszki w kabinie było już jasno. Słońce mocno zaglądało w kokpit. Było w tym wszystkim jednak coś dziwnego. Powietrze było nie-możliwie gęste. Lepkie i ciepłe. Każdy oddech powodował, że parzyłem sobie usta.
Jednocześnie przez wszystkie zakamarki wdzierała się jakby mgła. Choć raczej nazwał-bym to watą.
Przestraszony szybko wybiegłem na pokład myśląc, że doszło do zwarcia w instalacji elektrycznej i jacht po prostu się pali. Nic takiego się nie działo. Nie było też czuć swądu palonych kabli.
Kiedy oczy przyzwyczaiły się do światła zacząłem się rozglądać. To był niesamowity widok. Słońce nie mogło przebić się przez mgłę. Nie miało żadnego kształtu. Było tylko rozpaloną plamą, której ciepło czułem na całej skórze. O wiele dziwniejsze było jednak morze, które dosłownie całe parowało. Kłęby białych chmur nieustająco unosiły się nad wodą i znikały w powietrzu. Wszystko jakby falowało. A jednocześnie sama woda była nieustająco pła-ska. Lustrzana.
Powietrze nadal parzyło mnie w usta. Skóra aż piekła od słońca. Zbiegłem szybko pod pokład, aby napić się wody, ale butelka, która jeszcze wczoraj była pełna, teraz była pusta. Czyżby przez noc woda wyparowała? Szybko otworzyłem kolejną, ale ciepłej wody nie dało się za dużo wypić.
Uznałem więc, że jedynym rozwiązaniem będzie kąpiel w chłodnej, morskiej wodzie. Zrzuciłem z siebie wszystkie nocne ciuchy, opuściłem na rufie drabinkę i wskoczyłem do wody. Ta jednak nie miała w sobie żadnego chłodu. Czułem się, jakbym wpadł do gara z zupą.
Co najgorsze, nie wiedzieć dlaczego, jacht nagle oddalił się i jakby okrył mgłą. Próbowałem go dogonić, ale ramiona ledwo wynurzały się nad wodę. A mgła dodatkowo dociskał mnie do tafli. W końcu bez sił zrobiłem jedyną rozsądną rzecz. Położyłem się plecami na wodzie i pozwoliłem nieść. Musiałem odpocząć.
Obraz powoli rozmywał się, a ciało wiotczało. Nie miałem siły na żaden ruch. Nagle, jakby zza mojej głowy zaczął docierać jednostajny głos.
– Gorąco, gorąco, gorąco, gorąco…… – ktoś nieustannie powtarzał za mną te słowa. Nie miałem siły odwrócić głowy więc tylko ściszonym, zmęczonym głosem wyszeptałem – gorąco.
– Ooooo Tobie też jest gorąco – wykrzyknęła niewielka chmurka, w której kształcie z wielkim wysiłkiem dopatrzyłem się jakiejś postaci. Chmura zawisła nad moim torsem, co spowodowało, że zrobiło mi się jeszcze cieplej.
– Wydawało mi się, że wy ludzie nie odczuwacie negatywnie ciepła – powiedziała głośno, ale w jej głosie czuć było mocną ironię. – Przecież ciągle nagrzewacie mnie i moje przyjaciółki. Każdego dnia mocniej i mocniej. Sądziłam, że jest to wam potrzebne do dobrego i dostatnie-go życia.
– Nie mam pojęcia kim jesteś, ale jest tak gorąco, że nie jestem w stanie racjonalnie myśleć – wydusiłam z siebie ostatkiem sił.
– Dobrze już dobrze, trochę Ci ulżę – powiedział gość i nagle poczułem jak cały ciężar ciepła ze mnie schodzi. Woda zaczęła chłodzić, ale ja nadal nie potrafiłem ruszyć rękoma i nogami. Skazany byłem na towarzystwo tajemniczej towarzyszki.
– Co się stało z moim jachtem, gdzie jestem i co to za mgła? – zapytałem, kiedy mogłem już nabrać w płuca świeżego, rześkiego powietrza.
– Och o to się nie martw. Wszystko jest na swoim miejscu. Bardziej powinieneś się martwić o to, co będzie jutro. Nie jestem taką zwykłą chmurką. Jestem wynikiem efektu cieplarnianego nad którym od kilkudziesięciu lat wy ludzie, bez żadnego zastanowienia pracujecie.
Obłok uniósł się wyżej i mogłem zobaczyć ją w całej okazałości.
– Zobacz jaka jestem duża i ciepła. Każdego dnia trochę mnie przybywa. I to wszystko dzięki wam. Palicie w piecach, jeździcie samochodami, latacie samolotami, wycinanie drzewa, zu-żywanie nadmierne ilości wody. Mam jeszcze wymieniać? To dzięki wam jesteśmy każdego dnia coraz piękniejsze i silniejsze. Każdego dnia bardziej wam służymy mocniej i mocniej ogrzewając ziemię. Przecież tego chcieliście? Nie rozumiem więc dlaczego jest Ci tak gorąco.
Milczałem. Nie znalazłem słów, którymi mógłbym się obronić.
– Wiem, co sobie myślisz. Przecież coś robicie. Podejmujecie działania. Ale zapewniam Cię, że to za mało. Ta cisza na morzu, która od dwóch dni Ci doskwiera za dziesięć lat będzie normą. Tylko, że między tymi dniami, kiedy morze będzie spało, pojawią się dni, kiedy wichury i sztormy będą zabierać coraz większe połacie plaż. Ulewne deszcze będą niszczyć ziemię chwilę wcześniej spieczoną przez słońce. Nie będzie już opalania i wypoczynku na plaży. A śnieg będziecie oglądać na zdjęciach. No ale ja będę duża i silna. Czyż to nie jest pocieszające.
– Jak może być pocieszające, skoro to droga w jedną stronę, gdzie nie ma wygranych. Wszyscy przegramy – zapytałem retorycznie.
– Myśl – powiedziała mi nowa towarzyszka jednocześnie unosząc się wyżej i rozmywając się w powietrzu – myśl o tym każdego dnia i działaj.
Chwilę później nadal płynąc na plecach uderzyłem głową w swój własny jacht. Szybko obróciłem się i po drabince wskoczyłem na pokład. Woda była już chłodniejsza. Powietrze lżejsze a na mokrym ciele czułem delikatny powiew wiatru. Zbiegłem pod pokład i ubrałem się w ciepły dres. Chwilę później przedni żagiel równomiernie wypełniony wiatrem popychał łódkę do przodu. Za nim na masz wjechał grot żagiel.
Słońce powoli kończyło kolejny dzień a ja w duchu cieszyłem się, że moja morska wy-prawa choć w tym momencie nie generuje żadnych zanieczyszczeń. Tylko ja i wiatr.
Klient może wybrać następujące formy płatności za zamówione Towary: Płatności BLIK, karta płatnicza, przelew elektroniczny poprzez zewnętrzny system płatności imoje, obsługiwany przez firmę ING Bank Śląski S.A. z siedzibą w Katowicach.”